anders-bohlen.pl.tl
  2015 lipiec-wrzesień
 
 
17 września 2015
Honorowe wyróżnienie od dzieci dla dorosłych: Kto
zasłużył na „Złotą Summi?”



Rheinland-Pfalz. Kto czyni dobro dla innych, powinien zostać nagrodzony.
Dlatego nasza gazeta powołała do życia honorowe odznaczenie „Złota Summi”.
„W zeszłym roku byliśmy poruszeni werdyktem”, wspomina Sabine Scharn,
kierowniczka projektu dla młodych adresatów w naszej gazecie.
Dlaczego nie ma wątpliwości, że Summi maskotka naszej gazety, w przyszłości nadal będzie nagradzać tych, którzy troszczą się o dzieci.
W tym roku patronem „Złotej Summi” jest gwiazda pop z Koblencji Thomas Anders.
„Uważam ten pomysł za wspaniały”, mówi Anders. „Przede wszystkim podoba mi się idea uhonorowania za zaangażowanie ludzi, którzy wcale na to nie liczyli”. Anders cieszy się na dumne spojrzenie dzieci, kiedy mogą powiedzieć dziękuję dorosłym, którzy je wspierali. „Kiedy dziecko się uśmiecha- to jest najpiękniejsze dla każdego, kto charytatywnie troszczy się o dzieci. Wtedy człowiek wie, że zrobił wszystko dobrze.”Robi się poważny: „Co też mi się podoba: Dzieci myślą teraz o tym, że to wcale nie jest takieoczywiste, że ciocia Lieselotte lub wujek Hubert zawsze się tak o mnie troszczą. To jest rzeczywiście wyjątkowe, co oni robią- i za to chcę teraz podziękować! Po to daliśmy dzieciom głos.
Słuchamy tego, co mówią.” „Złota Summi” jest czymś więcej niż po prostu tylko konkursem, mówi Anders i od razu wymienia trzy płaszczyzny, na których działa nagroda. „Możemy wyróżnić osoby,które wcale nie spodziewały się, że dziecko jest im tak wdzięczne. Jednocześnie przedstawiamy zwycięzcę w Rhein-Zeitung i być może inni ludzie wpadną na pomysł, żeby też zrobić coś dla dzieci.
A po trzecie dzieci mogą zdecydować, komu są wdzięczne. Jest to naprawdę wspaniała akcja.”
Już w minionym roku „Złota Summi” była pełnym sukcesem dla wszystkich uczestników.
Po raz pierwszy jury przyznało nagrodę dorosłym, którzy charytatywnie wyjątkowo troszczyli się o dobro dzieci
w północnym Rheinland-Pfalz.
W ubiegłym roku główną nagrodę zdobył Berd Keffer i jego zespół B.8lich.
W 2013 roku byli członkowie zespołu, wtedy wszyscy między dziewięć a dziesięć lat, poszli wspólnie do Pierwszej Komuni.
I chociaż szybko rzucało się w oczy, że cała ósemka dzieli zamiłowanie do muzyki:
Było jeszcze daleko od umiejętności czytania nut i grania na instrumencie. Nauczyciel muzyki Keffer chciał to zmienić.
W trakcie żmudnych, ale zawsze interesujących lekcji zrobił on z ósemki dzieci przyjaciół i „najmłodszy zespół rockowy w Niemczech”. Również w tym roku B.8lich pojawi się podczas rozdawania nagród.Dzieci mogą składać propozycje w czterech kategoriach: „śpiew & taniec”, „literatura & rękodzieło”, „czas wolny & stowarzyszenia” i „szkoła & przedszkole”. Thomas Anders śmieje się od ucha do ucha: „Spodziewam się tysięcy propozycji.
Zasypią jury pomysłami!
To by bowiempokazało, że nasz region ma bardzo, bardzo wielu ludzi, którzy troszczą się o dzieci.”
Ten, kto chciałby zgłosić osobę do tego honorowego wyróżnienia,
wszystkie ważne informacje znajdzie w naszym formularzu zgłoszeniowym.


Tłumaczyła Dorosinek [*]

20 sierpnia 2015
Syn Aleksander jest z niego bardzo dumny!

Thomas Anders i jego żona Claudia pierwszy raz zabrali ze sobą na zagraniczny koncert syna Alexandra Micka.
W Los Angeles zobaczył on, jak wielką popularnością cieszy się jego Tata.

To są piosenki, które ciągle jeszcze brzmią w uszach: „You're My Heart, You're My Soul”, „Brother Louie” czy „Cheri Cheri Lady”. W latach 80-tych Thomas Anders(52) i Dieter Bohlen(61) byli właściwie najpopularniejszym niemieckim duetem. Obecnie solo pod nazwą „Thomas Anders z zespołem Modern Talking” daje czadu na scenie na całym świecie przed więcej niż 50 000 ludzi- i podbija tym nawet Hollywood. W weekend tysiące wiwatujących fanów przybyło na scenę plenerową „Starlight Bowl” w Burbank i z niecierpliwością czekali na oba koncerty Thomasa Andersa. Oba występy były wyprzedane kilka tygodni przedtem. Prawie 5. 000 biletów na każdy show między 40 a 125 dolarów. Niewiarygodne!
Przede wszystkim zaskoczony był synek Aleksander Anders(13). Obserwował on to szaleństwo z Mamą Claudią Weidung-Anders zza sceny. Że jego fajowy Tata jest tak popularny nawet w Hollywood- tego ten nastolatek nie wyobrażał sobie chyba w swoich najśmielszych marzeniach. „Kochamy cię Thomas” krzyczeli fani i śpiewali razem każde słowo jego światowych hitów. Ten dwugodzinny program z gościem specjalnym Uwe Fahrenkrogiem-Petersenem(5
5) był pełnym sukcesem
Że wszystko poszło tak gładko, zależało również od żony Claudii, która kieruje nie tylko rodziną. Zza kulis troszczy się ona o miłą atmosferę i pełni funkcję swego rodzaju ogniwa łączącego pomiędzy organizatorem, fanami i zespołem swojego męża. Do tego jest super Mamą: Podczas krótkiej wycieczki do Los Angeles dbała o to, żeby jej syn Alexander miał dużo frajdy.
Dla tego nastolatka, to było w ogóle coś wielkiego, było mnóstwo przeżyć. Z fotografem gwiazd Guido Karpem miała miejsce sesja zdjęciowa do nowego albumu- w tym samym miejscu, gdzie był już nagrywany program „Germany's Next Top Model". Program obejmował również trochę zakupów jak również wycieczkę na Venice i Muscle Beach. Jednak za najlepszą Aleksander uznał VIP-owską wycieczkę po studiu Universal. A jeśli Mama i Tata pozwolą, pojedzie on razem z nimi na następną koncertową wycieczkę do fabryki snów.


źródło: www.bunte.de/musik/thomas-anders-sohn-alex-13-ist-so-stolz-auf-ihn-136031.html
Tłumaczyła Dorsinek [*]


12 lipca 2015
"Thomas Anders,rodzima światowa gwiazda"
Co znaczą dla niego rodzinne strony, dom i rodzina.





Jest jedną z najpopularniejszych gwiazd pop, od lat jeździ przez świat, a chociaż wszystkie drzwi stoją przed nim otworem, nie opuścił on ojczyzny. Thomas Anders urodził się w Munstermaifeld, studiował w Mainz i mieszka w Koblencji. Piosenkarz wyjaśnia w tym wywiadzie, co znaczą dla niego rodzinne strony, dom i rodzina.


Daje Pan koncerty na wszystkich kontynentach. Po ponad 30 latach czuje Pan jeszcze więź z ojczyzną, czy jest Pan całkowicie kosmopolitą?
Jedno nie wyklucza drugiego. Dla mnie więź z ojczyzną jest bardzo ważna. Ponieważ tam są moje korzenie. Na ojczyźnie opiera się istnienie. Ona jest podstawą życia. Dlatego ubolewam na ludźmi, którzy nie czują żadnej więzi ze swoją ojczyzną. A mimo to jestem też obywatelem świata.

W jakim stopniu?
Bycie obywatelem świata oznacza dla mnie, móc się swobodnie poruszać po świecie, być życzliwym wobec innych kultur i interesować się ich zwyczajami, doświadczając ich. Mimo to w sercu towarzyszy mi przy tym zawsze kawałek Domu.

A co to jest dla Pana dom?
W idealnej sytuacji w domu są rodzice i rodzina. Kojarzy mi się on z miejscem, w którym człowiek czuje się bezpiecznie, pewnie i jest pod dobrą opieką. Tą przestrzeń trudno oddzielić wizualnie czy zmierzy w metrach kwadratowych.

Co mają do tego rodzice?
Uważam, że początek uczuć patriotycznych leży w dzieciństwie i dlatego również w domu rodzinnym. Dom jest miejscem, w którym człowiek czuje się pewnie i bezpiecznie. A gdzie człowiek czuje się bezpiecznie jako dziecko? U rodziców. To bezpieczeństwo, które dawali mi przez cały czas rodzice, to jest dom. I to moja żona i ja dajemy teraz też naszemu synowi.

Z czego składa się to Bezpieczeństwo?
Dla dziecka jest to wiedza, że rodzice mają rozwiązanie każdego problemu lub znają jakąś radę.
Obojętnie, czy się spadnie przy jeździe na rowerze czy ma się problemy w szkole.

A więc dom nie ma nic wspólnego z obszarem geograficznym?
Oczywiście nie da się całkiem nie myśleć o miejscu. Koblencja jest moim domem. Tu jestem wychowany. Uczucia patriotyczne bardzo mocno wiążę z dzieciństwem, a Koblencja do niego należy. Jednak uważam, że miejsce urodzenia nie musi być też siłą rzeczy domem.

Dokonuje Pan rozróżnienia pomiędzy rodzinnymi stronami a domem?
Tak. Z rodzinnymi stronami wiążę głębokie uczucia, które nawet trudno opisać. Przesadnie mówiąc, mam poczucie, że w moich rodzinnych stronach znam każdy kamień i każde drzewo. Dom jest dla mnie bardziej wymierny odnosi się do aktualnego miejsca zamieszkania. Mógłbym wyjechać z Koblencji i byłbym w domu gdzie indziej, ale emocjonalna więź z rodzinnymi stronami zostanie.

U Pana jest dwa w jednym.
Tak, zgadza się, u mnie dom pokrywa się z rodzinnymi stronami. Ponieważ miałem szczęście.
Zawsze mogłem sobie wybrać, gdzie chciałem mieszkać i nie musiałem na przykład, tak jak wiele innych ludzi wyjeżdżać za pracą.

Zna Pan przysłowie „Dom jest tam, gdzie jest serce”. Gdzie jest Pana Serce?
Przy rodzinie. Ona jest moim centralnym punktem życia. Ona jest miejscem, gdzie czuję się stuprocentowo dobrze.

Ponieważ jest Pan często w trasie, nie pozostaje Panu wiele czasu dla rodziny. Sam Pan mówi, że w kwartale ma Pan tylko jeden wolny weekend. Co wtedy Pan robi?
Pozwalam sobie z moją rodziną na luksus życia chwilą i „trwonienie czasu”. Nie decydujemy o niczym wcześniej, tylko w danym momencie decydujemy, co chcemy razem robić. Może z tego wyjść całkowicie leniwy weekend na kanapie przed telewizorem- to zależy oczywiście od pory roku- lub idziemy na zakupy, jemy długo śniadanie, rozmawiamy ze sobą, bez presji, bez planów.

Pańska żona przyznaje, że często jest sama. Ma Pan czasem wyrzuty sumienia?
Nie. Moja żona często mi towarzyszyła. Ona wie, jak przebiegają spotkania, zna wszystkie studia telewizyjne w Niemczech, częściowo również w Europie i sama mówi, że nudno jest czekać w pokoju hotelowym, kiedy ja udzielam wywiadu. Tak więc miałbym wiele wyrzutów sumienia, gdyby ona była ze mną (śmiech). Tymczasem ona ma swoją własną firmę, kieruje całą moją administracją (między innymi księgowością) i sama ma bardzo dużo pracy, dlatego to teraz wykluczone, żeby mi towarzyszyła.

Średnio jak długie są rozstania z rodziną?
To bardzo różnie. Jednak najgorszą rzeczą, punktem, który byłby dla mnie krytyczny, byłyby trzy tygodnie. Zwracam też na to uwagę przy planowaniu terminów. Najlepszy jest dla mnie okres dziesięciu dni a potem chwila wytchnienia przez cztery, pięć dni. Jednak to nie zawsze da się logistycznie dopasować.

A więc czasami żyjecie osobno?
Zdarza się, że się mijamy, ale przyjmujemy to z humorem. Dobrym przykładem jest koniec roku.
Od końca listopada do pierwszego tygodnia stycznia dałem 21 koncertów. To szło z Afryki Południowej do Rosji przez Turcję do Niemiec. I chociaż w międzyczasie byłem niekiedy w domu, moja żona i ja się nie widzieliśmy. Ja przyjeżdżałem do domu, kiedy ona była poza domem i odwrotnie.

A jak jesteście nawzajem na bieżąco?
Prowadzimy mniej więcej takie rozmowy telefoniczne: Ona dzwoni i pyta: „Gdzie ty właściwie teraz jesteś?” Ja mówię: „W St. Petersburgu”. Ona: „Aha, a kiedy wracasz?” Ja: „Jutro popołudniu”
Ona: „Ach, cholera, wtedy ja wyjeżdżam tam i tam!”.

Jednak pogodził się Pan z tą sytuacją?
Tak, na pewno. Nie zawsze też jest tak stresująco. Po nowym roku jest spokojniej. Poza tym znajdujemy czas dla siebie nawzajem, dzwonimy do siebie do dwóch razy dziennie i jesteśmy blisko.

Nie boi się Pan czasami, że przegapi coś rodzinnego?
Nie ponieważ jesteśmy zawsze w kontakcie, nieważnie, czy jestem w Chicago, czy w Azji. W dzisiejszych czasach podczas rozmowy telefonicznej możemy się nawet widzieć. Ja pamiętam jeszcze zupełnie inne czasy. Na przykład kiedyś w Rosji. Tam rozmowę telefoniczną trzeba było zamawiać dwa dni wcześniej, a kiedy nikogo nie było w domu, telefon przepadał i znowu trzeba się było zapisywać. Te czasy na szczęście minęły. Nam żyje się tym życiem łatwiej, niż osoba postronna może sobie wyobrażać.

Skąd Państwo wiedzą, że ten model życia jest akurat dla Was właściwy ?
Ponieważ mamy przyjemność z życia, ponieważ dobrze nam to wychodzi. Nie siedzę w domu i nie zastanawiam się, że coś muszę zmienić w swoim życiu. Cieszę się nim takim, jakie jest.

A kiedy jest Pan nieraz niezadowolony, szybko Pan coś zmienia?
Nie, nie jestem „w gorącej wodzie kompany”, ponieważ ja również, jak wszyscy ludzie, unikam zmian. Musi być osiągnięta granica znośności, wtedy działam.

Jest coś, co przeszkadza Panu w jego rozpoznawalności?
Są dwie strony dużej rozpoznawalności. Albo będą się bardzo wdzięczyć, albo będą się bardzo krytycznie przyglądać. Ja straciłem poczucie, że ludzie traktują mnie obojętnie. Normalna obojętność może być czymś bardzo przyjemnym. Na przykład w jednym z wywiadów zostałem zapytany raz o to, o czym marzę. Odpowiedziałem, że czasami wyobrażam sobie, że wyjeżdżam do południowej Hiszpanii. Do miejsca, gdzie nikt mnie nie zna. Tam chętnie dowiedziałbym się, jak ludzie na mnie reagują. Jednak jak mówiłem, to był temat marzeń.

Ma Pan sposoby, żeby w trasie zadomowić się w pokoju hotelowym?
A więc, nie mam ze sobą żadnego zdjęcia mojej rodziny. Jednak jeśli to możliwe, wybieram zawsze ten sam hotel- to też może mieć coś z domu, ponieważ wtedy nie muszę się ciągle rozeznawać w nowym miejscu. Od czasu do czasu biorę też ze sobą świeczki zapachowe, aby wytworzyć przytulną atmosferę.


Tłumaczyła Dorosinek [*]

lipiec 2015
"UTRZYMUJĘ MODERN TALKING PRZY ŻYCIU"



DORTMUND On był głosem Modern Talking: Thomas Anders. Od czasu opuszczenia tego
najpopularniejszego zespołu pop przez producenta i gitarzystę Dietera Bohlena w 2003, ten 52 latek
objeżdża sceny świata jako artysta solowy. 5. września Anders przyjedzie do Dortmundu. Przedtem
my z nim rozmawiamy.

Panie Anders, Jakie projekty realizuje Pan obecnie?
W ubiegły weekend miałem dwa koncerty w Rosji. W ten weekend mam dwa występy w Los
Angeles. Potem będą Budapeszt, Bonn, Czechy, a następnie Dortmund. To jest czasem męczące,
kiedy jeździ się po całym świecie, ale jest się też z tego dumnym.

Jak to się stało, że we wrześniu w Dortmundzie weźmie Pan udział jako solista w największej
imprezie szlagierowej w Niemczech?

To jest pytanie, które też sobie zadawałem, kiedy zostałem zaproszony. Stwierdziłem, że takie
kategoryzowanie muzyki- a więc oczywisty szlagier, oczywisty pop, oczywista muzyka ludowa,
oczywisty rock- obecnie wcale już nie wychodzi. Czym jest na przykład Helene Fischer?
Oczywistym szlagierem? Pop- szlagierem? Gdyby przetłumaczyć „Atemlos” na Angielski,
natychmiast trzeba by przyporządkować ją do kategorii pop. Sądzę, że z upływem czasu granice
zatrą się. Nie ma już poszczególnych szuflad. W zeszłym roku Scooter też był na Ole-Party. To nie
jest w żadnym razie szlagier. W Ole-Party chodzi po prostu o to, żeby publiczność dobrze się
bawiła. I żeby było dla każdego coś miłego.

Od kilku lat stoi Pan jako solista na międzynarodowej scenie. Ile czasu ma Pan na życie
prywatne? I jak spędza Pan krótki wolny czas?

Mam jeszcze życie prywatne. Nie mogę jednak robić z moją rodziną dalekosiężnych planów. Po
prostu się nie da. Moja rodzina i ja musimy być stosunkowo elastyczni. To znaczy, że jak jest jakaś
luka w kalendarzu, wtedy spędzam ten czas z rodziną. I oczywiście robię sobie też wolne- w końcu
ja jestem Panem mojego terminarza. To dobrze, że jest ten wolny czas. W przeciwnym razie bym
tego nie wytrzymał. Też mogę nieraz posiedzieć w domu. Nie mogą być zawsze tylko wyjazdy.

Właściwie nie denerwuje to Pana, że teraz- dwanaście lat po rozstaniu- ciągle jest Pan pytany
o Modern Talking? Czy jest to raczej potwierdzenie niesamowitego sukcesu, który odniósł
Pan wówczas razem z Dieterem Bohlenem?

To jest część mojego życia. Nie mogę z jednej strony powiedzieć, w przeszłości zarabiałem na tym
pieniądze, a z drugiej strony nie chcę być o to pytany. To byłaby sprzeczność sama w sobie. W
Niemczech spotykam się jedynie z bardzo krytycznym obchodzeniem się z Modern Talking. W
innych krajach tak nie jest. Nie ma wielu niemieckich artystów, którzy tak jak ja sprzedają 8000
biletów na dwa koncerty w Los Angeles. Ludzie postrzegają to jako muzykę, która roztacza radość
życia. To jest dla nich wspomnienie dobrych czasów. Tą muzykę ja przekazuję do dzisiaj. Ponieważ
aranżacje są zupełnie nowe, nie brzmi już ona tak jak w latach 80-tych. Jestem tym, który przez
dekady ciąż utrzymuje Modern Talking przy życiu.

Nagrody Echo, platynowe płyty, 120 milionów płyt sprzedanych na całym świecie...
Teraz nawet 125 milionów! To jest zdumiewające: Modern Talking sprzedaje jeszcze rocznie ćwierć
miliona albumów. Jeżdżę w najdalsze zakątki świata i zawsze spotykam kogoś, kto ma jakąś płytę
Modern Talking. To jest fascynujące.

Co uczyniło z Modern Talking jednym z najpopularniejszych niemieckich zespołów wszech
czasów, co dało Wam taką międzynarodową popularność?

Gdybym to wiedział, zrobiłbym z tego przepis i bym go sprzedawał (śmiech). U nas wtedy
wszystko się dobrze zgrało. Nasze piosenki były bardzo, bardzo prosto zrobione. Powiedziałbym- i
nie mam tu wcale na myśli nic złego-, właściwie nasze hity były piosenkami dla dzieci. Pamiętam
jeszcze, że kiedy mój syn był w przedszkolu, wszystkie dzieci tam potrafiły zanucić „Cheri Cheri
Lady” albo „Brother Louie”. Wprawdzie nie angielskie słowa, ale po prostu melodię. Teksty były
bardzo prostym Angielskim. To jest język międzynarodowy. Czy jestem w Peru, Meksyku,
Ameryce czy Rosji, te piosenki są zawsze łatwe do powtórzenia. Te piosenki wpadały w ucho i
pozostawały tam na długi czas. Tak jest do dzisiaj.

Modern Talking rozpadło się w 2003, jaki jest z upływem czasu kontakt z Dieterem
Bohlenem?

Bardzo luźny. Ostatni raz mieliśmy krótki SMS-owy kontakt na początku roku. Wciąż jest
styczność przez „firmę” Modern Talking. Jednak nie jest tak, że dzwonimy do siebie regularnych
odstępach czasu. Każdy idzie swoją własną drogą. Dieter nie ma już za dużo wspólnego z muzyką.
Jest bardziej jurorem. Od Modern Talking jest on dość daleko, chociaż to on założył wtedy zespół i
napisał wiele piosenek.

Niedawno w talkshow Marcus Lanz powiedział Pan, że oboje „zwyczajnie nie mogliście już
siebie znieść”. Jak to jest, kiedy spędza się ze sobą tyle czasu i odnosi wspólnie taki sukces?

Być może to jest powód, dlaczego spędziliśmy tyle czasu razem (śmiech). A tak poważnie: Są
ludzie, z którymi po prostu nie można wytrzymać. Którym schodzi się z drogi. To nie było u nas
możliwe, ponieważ odnieśliśmy razem sukces. Staliśmy razem na scenie, bo mieliśmy kontrakty. A
w momencie, kiedy stwierdziliśmy, że nie mamy już na to ochoty, rozstaliśmy się.

Czy myślał Pan kiedykolwiek jeszcze o trzecim powrocie Modern Talking?
To dla mnie utopia. To nie byłaby dobra decyzja. Inną sprawą byłoby wystąpić razem na
benefisowym koncercie. Jednak nie patrzę na to jak na powrót.

Publicznie jest Pan zawsze elegancko ubrany. Musi Pan nieraz się śmiać, kiedy widzi Pan swój
wygląd z lat 80-tych
?
Jasne, oczywiście. Wtedy zadaję sobie czasami pytanie, co mi przyszło do głowy (śmiech). Jednak
takie były lata 80-te. Modern Talking było synonimem wizerunku tej dekady.

Na zakończenie: Jakimi piosenkami będą mogli cieszyć się we wrześniu widzowie
„Dortmundzkiego Ole”?

Hitami. Wśród nich są między innymi: „Cheri Cheri Lady”, „Brother Louie”, „You're My Heart,
You're My Soul”, „Win The Race”, „China In Her Eyes”. To świetnie, że mogę poprowadzić cały
koncert piosenkami z pierwszej dziesiątki. To jest wspaniałe! Jest wielu artystów, którzy mają tylko
jeden hit i ciągle muszą w kółko wypełniać program tą piosenką. Ja muszę nawet wykreślać tytuły.
Powiedzmy tak: Przy Dortmundzie mam problem dostatku.
 
 
  Dzisiaj stronę odwiedziło już 27 odwiedzający  
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja